Rozdział 22
W salonie zobaczyłam Marco.Siedzial na fotelu i z nosa leciała mu cuiurkiem krew.Nie wiedziałam czy pytac jak wszedł,czy co się stało.
-Marco,co się stało?!-Krzyknęłam szeptem bo wszyscy spali.
-Nie widac?Krew z nosa mi leci.
-A jak wszedłeś?
-Drzwi były otwarte...Auuu-Poleciała mu mocniej krew.
-Jedziemy do szpitala.
-Nie jeedziemy do żadnego szpitala!Daj mi jakąś chusteczkę i juz mnie nie ma.
-No chyba żartujesz.Biorę klucze i Cię odwiozę,herbate zrobie.
-No dobra...-Niechętnie Marco się zgodził.Napisałam kartkę Robertowi zeby się nie martwił i pojechaliśmy do Reusa.Przez całą drogę próbowałam wyciągnąc z niego kto go tak urządził.Niestety nie chciał powiedziec.Martwię sie o niego,jest moim przyjacielem.Dojechalismy po chwili.Wyszłam z auta i podążałam za Marco do jego domu.Otworzył drzwi i zchylił się by odwiązac buty.Chyba zakręciło mu się w głowie.
-Ej,ej Marco.Kładź się na kanapie ja Ci zdejmę te buty.
-Ojej jak słodko,hahaha!
-Nie śmiej się,bo to nie jest zabawne.Lepiej powiedz mi kto Ci to zrobił,hmm?-Piłkarz usiadł na swojej miękkiej kanapie a ja obok niego.Spojrzałam przed siebie gdzie stał zegar.Wskazywał na 7:47.Wow,wcześnie wstałam.Wpatrzona w ten punkt czekałam na odpowiedź blondyna.Mogłabym chyba czekac sobie tak do jutra.
-Nie...Nie ważne.
-Kurwa Marco jesteś moim przyjacielem,zależy mi na Tobie.!
-Ale to nic ważnego...Jakiś kibic był zażalowany,ze nie dostał autografu.
-Na pewno?-Zapytałam podejrzliwie piłkarza.Wiedziałam,że nie mówi mi prawdy,ale postanowiłam nie dociekac teraz.Może Robertowi powie?Nie wiem,ale widzę,że jest osłabiony.Dam chłopakowi trochę spokoju...
-Tak,na pewno.Dziękuję,że tak sie o mnie martwisz.
-Dobra kładziesz się tu czy w sypialni?
-Może pójdę do sypialni...
-To idź,a ja zrobię Ci kawe i jakieś śniadanie,bo założę się,że nic dziś nie jadleś?
-Yyyy...No...Eeee...
-Tak myślałam.Szoruj na górę!
-Tak jest szefowo!-I poszedł do sypialni.Tymczasem ja próbowałam ogarnąc co gdzie jest w jego kuchni.Po 5 minutach miałam wszystko do przygotowania naleśników.Zrobiłam mu kawe i postawiłam na tacy.To samo zrobiłam z wcześniej usmażonymi naleśnikami.Wchodziłam na górę i myślałam,ze na zawał padne.Z każdym krokiem uważałam coraz bardziej,aby się nie wywrócic.Jest!Doszłam.JEstem na górze,tylko zaraz...Który to pokój Marco?Rozejrzałam się dookoła i wybrałam drzwi na których wisi zdjęcie całej Borussi.Nie myliłam się.Leżał tam na łóżku Marco.Oglądał coś w telewizji.
-Jak się czujesz?-Zapytałam z wyczuwalną troską w głosie.
-Dzięki kochanie,lepiej.-Zaśmiał się.No tak ja się o niego martwię,a ten dureń się śmieje!
-No wiesz...Ja sie o ciebie martwię!
-Wiem i dziękuję Ci.
-Proszę ,śniadanie.
-Oooo,mniam!Dziekuję.Usiądziesz na chwile czy jedziesz?
-Chwile posiedze,bo zrobiłam sobie kawe.
-Co u Was?
-U nas?Żartujesz?Wczoraj widziałeś się z Robertem.
-Ale nie z Tobą.
-No więc mam w przyszłym tygodniu rozpoczęcie roku akademickiego.
-Oooo,nie wiedziałem,że studiujesz.
-No widzisz,widzisz.-Reus to miły chłopak.Nie wiem jakim cudem nie ma dziewczyny.No tak..Zawsze kiedy zaczynam się nad czymś zastanawiac dzwoni mój telefon.Dzwonił Robert,szybko więc odebrałam.
-Cześc skarbie,wstałeś?
-Ej kotek,co się Marco stało?Mam przyjechac?
-Nieee,nie przyjeżdzaj.Jak wróce to pogadamy.
-A własnie...Kiedy będziesz?
-Za jakieś pół godziny.
-To czekam.Paa.Podrów Marco.Aaa i powiedz mu,zeby się mnie spodziewał później.
-Paa,przkażę.-Rozłączyłam się i spojrzałam na Reusa,który porzoglądał mi się jak rozmawiałam.Pewnie chciał wiedziec,co Robert mu przekazał.
-Robert Cię pozrawia i mówi,ze wpadnie potem.
-O matko...I ten będzie męczył mnie pytaniami...
-No widzisz,biedak.
-Właśnie!Przyjdziesz jutro z LEwym,impreze robię.
-Jutro?Nie dam rady,Krzysia do Polski odwożę.Robert sam pewnie przyjdzie.
-No dobra.Na następną się załapiesz,na pewno!
-No ja myśle!Dobra Reusik to ja lecę.Lewy potem wpadnie.-Zbliżyłam się do niego i dałam buziaka w policzek.
-Paa piękna,hahahahaha.
-Paa lizusie!-Wyszłam z pokoju Marco i zeszłam na dół.Ma bardzo ładnie urządzony dom.Wyszłam z domu i wsiadłam do czarnego auta Bobka.Do domu jechałam jakieś 15 min.Po drodze kupiłam jeszcze coś na śniadanie.Weszłam do domu,była godz. 9:00.W salonie siedział tylko Robert i coś oglądał w telewizji.
-Hej misiek.Gdzie reszta?
-Hej słońce.-Podniósł się z kanapy i podszedł mnie pocałowac.-Reszta spi.
-Jeszcze?Dobra to chodź zrobimy śniadanie.
-Chodźmy pod prysznic.Specialnie czekałem...
-Nie Robert :D/
-No proszę!I tak będziesz musiała sie przebrac bo idziemy potem na miasto.
-Eh...Niech Ci będzie debilu mój <3 Chodź wybrac ciuchy.-Lewy uradowany wziął moją dłoń i poszliśmy na górę do garderby.Nie wiedziałam w co się ubrac,bo zimno dzisiaj,a przecież jeszcze "lato".Na dworza szarno,ponuro.Nie ma słońca.Nigdy nie lubiłam takiej pogody,słońce jakoś sprawiało,że się uśmiechałam.Ale teraz z Robertem to nawet w burze się uśmiecham.Wbrałam to.Robert też wziął jakieś ubrania i poszliśmy do łazienki.
-No to wyskakuj z ubranek.-"Jezu Lewy ale jesteś zboczony".
-HA HA HA,bardzo smieszne.-Po chwili droczenia się weszlismy nadzy pod prysznic.Oczywiście nie obyło się bez całowania się.W sumie to połowe czasu całowalismy się.Po 20 min wyszlismy z kabiny i ubraliśmy się.Wyszliśmy z łazienki i akurat Krzyś sie obudził.
-Witaj słonko.-ukucnęłam przy nim i przybiłam z nim piątkę.
-Cesc.
-Głodny?-Zapytał się chłopca Robert.
-Taaaak!-Poszliśmy na doł.Wygłupialismy się z Krzyśkiem i śmialiśmy.Zrobiliśmy tosty na śniadanie i wstali nasi zakochańce.
-Oooo paczcie kto wstał!Wyspani?Chociaż...Głupie pytanie.-LEwy jak zwyklle śmiał się z przyjaciela.
-Yyyy...Bo...My...Wieczorem...No ten.Książkę czytaliśmy długo...
-Oj Wojtuś,Wojtuś...Już ja wiem co robiliscie.
-Dobra tam co na śniadanie?
-Tosty,siadajcie.-Powiedziałam już przerywając te zaczepki Roberta.Zjedliśjmy śniadanie i ustalilismy co robimy.Marina ze Szczęsnym wyjeżdżają za godzinę.Odwieziemy ich na lotnisko i pojedziemy do zoo.Posprzątałam po śniadaniu i pojechalismy odwiezd zakochanych na lotnisko.Po tym udaliśmy się do obiecanego zoo.Młodemu bardzo się podobało.Później pojechalismy do domu.Około 20 weszliśmy do domu Roberta.Bo przecież to nie jest mój dom,tylko nadal Lewego.
-Ej!Robert miałeś jechac do Marco!
-O kur...kurczaki!Zadzwonie do niego.
-Dobra to ja idę umyc i położyc małego bo pada ze zmęczenia.-Wzięłam chłopaca na ręcę i już nawet nie myłam go,tylko od razu przebrałam w piżamkę.Tak słodko spał.Chciałabym miec kiedyś synka.Właśnie z Robertem,chce żeby był ojcem moich dzieci.Zgasiłam światło i po cichu wyszłam z pokoju.Zeszłam na dół i Robert siedział na fotelu czekając na mnie.
-Śpi?
-Taak.Zasnął od razu,nawet go już nie myłam.
-To dobrze...Co robimy?
-Szczerze mówiąc to też pójdę się umyc i może gazete poczytam w łóżku...
-To ja też.Poleżymy sobie.
-Jasne.To idę się umyc do łazienki na górze.
-To ja na dole skarbie <3.-Poszłam na górę po piżamę i do łazienki.Zmyłam makijaż i poszłam pod prysznic.Woda lała się,lała aż w końcu uznałam,że koniec tego dobrego.Załozyłam koszulke roberta króciutkie spodenki i wyszłam z łazienki.Udałam się do sypialni.Rober już był i czytał jakąś gazetę motoryzacyjną.Jak mnie zobaczył odłożył ją i zgasił światło.
-Chodź,połóż się obok mnie.
-No jestem.-Głowę miałam połozoną na nagim torsie Roberta.Tak,często spał bez bluzki.On za to zaczął bawic się kosmykami moich długich,gęstych włosów.Lezelismy tak w ciszy,ale Robert ja przerwał.
-Wiesz...Jeszcze nidy nie czułem sie tak jaz przy Tobie...
-Ja też kochanie...Nawet nie wiesz jak bezpiecznie czuję sie z Tobą.Kiedyś marzyłam żeby miec od Ciebie autograf...
-Teraz możesz miec codziennie...Idę jutro na tę impreze do Reusa.
-Spoko,ja będę w nocy,albo rano.Zobaczę.
-Będę czekał.Dobranoc.
-Paaa-Chciałam pocałowac go w policzek,ale przesunął głowę i namiętnie mnie pocałował w usta.Po tym pocałunku nawet nie wiem kiedy odpłynęłam do krainy Morfeusza...
***
Nastęopnego dnia:
Wstałam o 10.Samolot mamy na 12,więc spokojnie wstałam i poszłam na dół.Chłopcy już urzędowali w kuchni.
-Hej chłopcy.Co Wy tu robicie,hm?
-Śniadanko dla mojej książniczki.
-I moiei!
-No nie wiem,nie wiem kolego.
-Tiak!
-No niech Ci będzie-podroczył się chwile z małym Robert.
-To co zrobiliście?
-Omlet z owocami,ta dam!
-Mmmm.To sidajmy bo niedługo wylatujemy.
-A bede mógl do waś jeśce psyjechac?
-Oczywiście,że tak!
-To śupel.-Zjedliśmy sniadanie jak prawdziwa rodzina.Później chłopcy poszli sie ubrac,a ja posprzątałam po śniadaniu i sama udałam sie do garderoby.Juz jedługo pierwszy dzień jesieni-czyli na dworze coraz zimniej.Postanowiłam ubrac się w to.Kilka godzin później byliśmy z małym w drodze do Polski.Robert podrzucił nas,a sam pojechał na trening.Krzysiek od razu zasnął.W Polsce bylismy około 14:30.Zamówiłam taksówkę i pojechałam do rodziców gdzie już wszyscy czekali na nas.Krzysiek bardzo stęsknił się za rodzicami.Zostałam na obiedzie,a później wybrałam się z mamą do galerii.Bawiłyśmy się świetnie.Samolot miałam o 6 rano.Więc około 8 powinnam byc w Dortmundzie.Tymczasem spędzę noc w swoim rodzinnym domu.Z mamą dogaduje się wspaniale.Rozmawiamy o wszystkim jak stare,dobre przyjaciółki.Bardzo się cieszę,że mam tak dobre kontaty ze swoją rodzicielką.Wybiła godzina 12 w nocy,a ja z rodzicami wspominamy stare,dobre czasy.Poszłam na górę,wzięłam prysznic,przebrałam sie w piżamę i poszłam do nadal mojego pokoju.Usnęłam od razu.
***
Rano:Zdążyłam sie tylko obudzic i już ktoś zapukał do drzwi.Zaspana odpowiedziałam "proszę".Była to moja mamusia.Zegar wskazywał na godzinę 5.No tak...To już czas.
-Witaj córcia.Śniadanko du łóżka dla mojej kruszynki.
-Ojj...Mamuś dziękuję!Jesteś niezastąpiona.-Śniadanie zjadłam w 5 minut.Było takie pyszne!Kakauko i naleśniki z bitą śmietaną.Zawsze uwielbiałam takie śniadanie.Mama mnie rospieszcza.Nie chciało mi się strasznie wstac z łóżka,ale musiałam.Wygramoliłam się spod ciepłej koudry i podreptałam do mojej łazienki na poddaszu.Stanęłam przed listrem i musiałam jakoś ogarnąc to co miałam na głowie.Uczesałam je,nałożyłam na twarz lekki makijaż i założyłam ubranie.Wyszłam z łaznienki i słyszłam śmieszy rodziców z dołu.Zeszłam po schodach i zobaczyłam jaką wałówkę na drogę mama mi przygotowała.
-Mamuś,dla kogo to wszystko?
-No jak to?Dla Ciebie i Robercika.
-No dobrze niech Ci będzie...To ja zamawiam taksówkę i lecę na lotnisko.
-Jaką taksówke!?Córa oszalałaś,tatuś Cię zawiezie!-Oburzył sie mój kochany tata.
-Dziękuję tatuniu.To co?Jedziemy?
-Oczywiście.
-Jadę z Wami!
-Nieee.Mamuś,jest przed 6,idź spac.
-No dobrze.To chodź no tu,pozegnaj sie z matką.-Podeszłam do mojej rodzicielki i mocno uscisnęłam.Na koniec buziak i poszłam w strone drzwi.
-No to trzymaj się kochanie i uważaj na siebie.A i ucałuj Roberta ode mnie.
-Jasne ucałuje.Paaa!-I wyszliśmy z tatą z domu.Poszliśmy do garażu i wsiedliśmy do auta taty.Po drodze leciała piosenka Ewy Farnej-Bez łez.Bez wachania włączylismy się i także cała drogę spiewalismy.Świetnie się przy tym bawiliśmy,ale nadaszedł czas rozstania.Tata odprowadził mnie pod samą odprawę i pożegnialiśmy się.Ja po 20 minutach była już na pokładzie samolotu Warszawa-Dortmund.Usiadłam na siedzeniu,włożyłam słuchawki w uszy i zastanawiałam się co by było jakbym nagle to wszystko straciła.Nawet nie chciałam o tym myślec.Zatraciłam sie w słuchaniu muzyki.Uwielbiam słuchac Bednarka,ostatnio Lewy poprzesyłał mi kilka piosenek rapu i muszę przyznac,że całkiem spoko.Słuchałam,słuchałam,i w końcu doleciałam na miesce.Opuściłam samolot i udałam się po bagaże.W sumie to jeden bagaż.Zamówiłam taksówkę i po 20 minutach byłam pod naszym domem.Ciakwa jestem jak tam Robert po imprezie.No nic,zapłaciłam taksówkarzowi i weszłam przez brame na posesje domu Roberta i chyba już także i mojego.Drzwi były otwarte...Eh,pewnie był pijany.Weszłam i nikogo na dole nie było.Postanowiłam sprawdzic góre,weszłam do sypialni...I momentalnie upuściałm wysztko co miałam w dłoniach.Robert leżał z jakąś kobietą.Byli nadzy.Byłam pewna,że mnie zdradził.Przecież ten widok mówi sam przez siebie.Nie mogłam nic powiedziec.Robert gdy mnie zobaczył kazał ubrac sie tej lasce i wynosic,on zrobił to samo.Gdy wychodziła ta lafirynda zmierzyłam ją wzrokiem i odwróciłam wzrok na Roberta.Spojrzałam na niego z obrzydzeniem,wstrętem,nienawiścią.Po moim policzku zaczęłt spływac łzy.
-Ewelina...To nie tak,ja...Byłem pijany.
-Wiesz co?!Nie kompromituj się!Nie nawidzę cię!Nie chce cie znac!To KONIEC,rozumiesz?Wszystko zniszczyłeś!
-Nie mozesz tak nas przekreślic....
-Nie ma już rzadnych nas...JEstem ja i jesteś ty!-Rozpłakałam sie wtedy jeszcze bardziej wybiegłam z domu i biegłam przed siebie.Zatrzymałam się w pobliskim parku.Tam usiadłam na ławce i łzy wróciły.Siediząłam tak z 15 min.Spostrzegłam w oddali blondyna.Gdy podszedł bliżej zauważyłam,ze był to Reus.JAk mnie zobaczył i jescze płaczącą podbiegł do mnie szybko.
-JEzu...Ewka co jest?
-Robert...On mnie zdradził!-Znów wybuchłam płaczem.Marco już o nic nie pytając usiadł obok mnie i mocno przytulił.Tego właśnie potrzebowałam czułości,zrozumienia.
-Chodź,pójdziemy do mnie.
-Ale,tam są chłopaki.
-Nie,niekogo nie ma.Impreza skończyła się o 3.
-W taki razie chodźmy.-Szlismy kawałek i doszliśmy do domu młodego zawodnika Borussi.Weszłam do jego domu i na prawdę nikogo nie było.Muszę powiedziec,że jak na dom,mężczyzny i to w dodatku po imprezie to było tam czyściutko!
-Siadaj na kanapie.Pójdę po chusteczki i wodę i zaraz będę.
-Dobrze.-Usiadłam na białej i miękkiej kanapie Reusa.Blondyn jak obiecywał po chwili znalazł się obok mnie.
-Nie płacz już kochanie.Bo mi serce pęknie.
-Nie mogę...Jak on mógł?!
-Był pijany...To moja wina trochęniepotrzebnie zapraszałem dziewczyny...
-Co Ty gadasz?!To nie Twoja wina!On na każdej imprezie będzie mnie zdradzał?
-No w sumie...Nie płacz.-Wziął chusteczke,moją twarz w dłonie i otarł łzy.Wkrótce nasze twarze zblizyły się do siebie...Dzieliły nas milimetry.I stało sie.Pocałowaliśmy się,trwało tu dłuzej.Któreś z nas musiało się oderwac,bo doszłoby do czegoś miedzy nami.A ja chce żeby on był po prostu moim przyjacielem.Bez rzadnych zobowiązań.
-Przepraszam...
-Nie ma sprawy.Zapomnijmy o tym po prostu.
-To dooobrze.Chodź musisz coś zjeśc,zrobimy śniadanie.
========================================================================
Hej.Mam teraz chwilowo wene,ale zastanawiam się czy dalej pisac bo osoatnio mało osób czyta rozdziały,komentuje.Pozostawiam tę decyzje Wam.Jak mijają porzygotowania do świąt?Ja już teraz życzę Wam Radosnych świąt,bogatego mikołaja,kibicowania BVB i wygranych ich,aby spełniły się Wasze marznia i Szczęśliwego Nowego Roku,i aby ten rok był lepszy dla Was jak i dla BVB.Pozdrawiam gorąco i nowy rozdział powinien niedługo się pojawic.:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz