Łączna liczba wyświetleń

środa, 22 stycznia 2014

Przepraszam

Chciałam Was bardzo przeprosic,ale...muszę zakończyc to opowiadanie.Po prostu,nie wiem już co napisac.Nie miejcie do mnie żalu.Na dniach powinien pojawic się epilog.Dziękuję Wam bardzo,za wsparcie,komentarze.Jeszcze dzis,maks jutro pojawi sie nowy blog.Podam wam link,będzie o Marco Reusie.Mam nadzieje,ze będziecie go czytac i Wam się spodoba.Dziękuję jeszcze raz,że byłyście ze mną i wierzcie mi,ze mnie także jest baaardzo trudno rozstac sie z tym blogiem,bo był moim pierwszym.Ale coż..KOCHAM WAS <3

czwartek, 16 stycznia 2014

Informacja

Hej kochani.Przepraszam,przepraszam,przepraszam.Od dawna nic nie dodałam.Wiem,były problemy zdrowotne,rodzinne i szkoła.Nie wyrabiam się.Mam maaase nauki,w tygodniu po trzy sprawdziny,nawet w ferie muszę się uczyc bo po feriach sprawdziny,sprawdziny i Quo vadis...W ferie na pewno coś dla Was napiszę,juz biorę się za pisanie.Mam nadzieje,ze mi wybaczycie,bo na prawdę chciałam pisac,ale...Brak czasu.Buziaki.Pozdrawiem :**

niedziela, 29 grudnia 2013

sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 24

"Słusznie jest wybaczać winy proszącemu o przebaczenie."
Rano obudziły mnie promienie słońca.Za oknem znow padał śnieg.Chcąc,nie chcąc musiałam podnieśc się z wygodnego łożka ubrac się.Założyłam to samo co wczoraj,bo nie mam tu innych ubrań.Weszłam do łazienki i nałożyłam makijaż.Ubrana już zeszłam na dół.Robert już był w kuchni.
-Eeee....Ewelina,czy...Po wczorajszym jest coś nie tak między nami?
-Nie,Robert.Wszystko w porządku.
-A poszłabyś ze mną na sylwestra?Klub organizuje.
-Mogę iśc.-posłałam mu przyjacielski uśmiech.
-Co dziś robisz?
-No jadę do domu,a tam...Nie wiem.
-Może pojedziesz ze mną do dzieci,do szpitala?
-Oooo,świetnie!Z chęcią.Tylko muszę jechac ogarnąc się.
-To przyjadę za 40 min.Pasuje?
-Super.Paa-podeszłam do niego i dałam mu lekkiego buziaka w policzek.Wyszłam z domu i wsiadłam do samochodu Reusa.Robert przyglądał mi się przez okno.Wyjechałam z jego posesji i po 10 minutach byłam u Marco.Wysiadłam z auta i weszłam do domu przyjaciela.Tak jak wczoraj,nikogo tu nie było.Weszłam na górę do łazienki i weszłam do wanny napełnionej wcześniej wodą.Siedząc tu zapomniałam o Bożym świecie.Minęło jakieś 20 min,a ja usłyszłam dzwonek do drzwi.To Robert?Miał byc za 40 min.Założyłam bieliznę i owinęłam się w ręcznik.Zeszłam na dół i otworzyłam dobijającemu się do drzwi "ktosiowi".Był to Robert...
-A to Ty...Mam jeszcze 20 min prawda?
-Tak,tak,ale chciałem...Mogabys pomóc mi zmienic opatrunek?Bo tak to spóźniłbym się do dzieciaków.
-Aaaa oczywiście.
-Bardzo ładnie wyglądasz!-Poruszły brwiami.
-Ha ha ha,ale śmieszne.Idę się ubrac i zaraz do Ciebie zejdę.-Pobiegłam na górę do łazienki,ubrałam wcześniej wybrane ubrania i zeszłam do mojego ex.-Jestem.Siadaj.
-Już,już.-Usiadł na kanapie,a ja zdjęłam z jego ręki ten bandaż.
-Bardzo boli?Jest już lepiej niz wczoraj.
-No trochę mniej.-Posmarowałam to maścią,zawinęłamz powrotem i już mogliśmy wychodzic.Zamknęłam drzwi na klucz i wsiadłam do czarnego auta napastnika.Do szpitala dojechalismy po 30 minutach.Nie odzywaliśmy się podczas drogi ani słowem.W szpitalu wszyscy gorąco nas przywitali.Te dzieciaki na prawdę cieszyły się z odwiedzin Roberta.Widac,że w Dortmundzie dużo dzieci kibicuje Borussi.Szpital opuscilismy około 18,pojechaliśmy jeszcze do restauracji na kolacje,o 20 wyszlismy z niej i stanęlismy na chwilę przy aucie.
-Odwieziesz mnie do domu?Tzn do domu Marco?
-Pewnie.Ewelina,a....czy między Tobą,a...-Nie dałam mu dokończyc.
-Nie.Jesteśmy tylkoprzyjaciółmi.Jedizemy?
-Tak,tak wsiadaj.-Zdziwiło mnie troszkę przypuszczenie Roberta.Przecież widział mnie i Marco po rozstaniu nie raz i powinien domyślic się,że wyglądamy na przyjaciół.Dojechalismy pod mój dom.Byc może Lewandowski spodziewał sie,ze zaproszę go do środka,ale chciałam na spokojnie porozmawiac z Majką i iśc spac.
-Dziękuję,paa.
-Paa.To do sylwestra.Przyjadę jutro o 19.
-Okej.-Wyszłam z samochodu nawet nie całując go w policzek.Wiem,ze byc może wygląda to,że przybliżamy sie do siebie i oddalamy.Ale ja boję sie mu po prostu znów zaufac.Boję się rozczarowania.Weszłam do ciemnego domu i rzuciłam torbę na podłogę.Poszłam na górę przebrac się.Od razu po przebraniu chciałam wybrac coś na jutrzejszego sylwestra.Muszę jakoś wyglądac.I nie,nie dla Lewego jak kiedyś.Muszę to zrobic dla siebie!Podobno jaki Sylwester,taki cały rok.Wybrałam to.Byłam tak zmęczona,ze już nawet nie dzwoniłam do Majki,bo ona pewnie też już śpi.Położyłam się do łóżka i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
***
Następnego dnia,godzina 18.
Wstałam dziś o 12.Nie wiem dlaczego tak długa spałam.Poszłam do sklepu,zadzwoniłam do Mai i teraz jest 18.Mam tak mało czasu,a muszę się przebrac,uczesac,zrobic makijaz.Pobiegłam do łazienki i ubrałam się.Nastęonie zrobiłam makijaż,fryzurę i poszłam do szafy po kurtkę.Zeszłam na dół i do drzwi zapukał Robert.Wyglądał zabójczo.
-Hej,gotowa.?
-Tak.Właśnie wychodzę.-Zamknęłam drzwi na klucz i wsiadłam z Lewym do taksówki.Dowiozła nas na miejsce po 20 minutach.Było to blisko domu Roberta.Wysiedlismy i weszlismy do lokalu.Byli juz chyba wszyscy.Zabawa sie zaczęła.Poznałam tam Toma.W sumie siedziałam i piłam tylko z nim.Byłam już trochę pijana.Robert był smutny,ale jak mnie zdradził to był wesoły,nie?!To teraz i ja mogę się zabawic.
Robert:
Ewelina wyglądała świetnie.Myślałem,ze się dzis pogodzimy.Ale pozała jakiegoś Toma i to z nim spędziła cały wieczór.O 22 już nie mogłem wytrzymac i wyszedłem,a mną wybiegł Piszczek.
-Ej,stary co się dzieje?
-Nic.Baw sie dobrze,ja idę do domu.
-Chodzi o tego Toma?Nie martw sie.
-Dobra,nie będę.Pa
-Cześc.
Wróciłem do domu,przebrałaem się i zacząłem grac w fife.
Ewelina:
Tak o 22 zorientowałam sie,że w lokalu nie ma Roberta.Za bardzo się tym nie przejełam.Tom poczęstował mnie kolejnym drinkiem i później film mi się urwał.Ocknęłam się w jakimś łóżku.Tom zaczynał mnie rozbierac,całowac.Zastanawiałam sie co ja tu robię?Co on chce mi zrobic.Po chwili zorientowałam się,że on chce mnie po prostu zgwałcic.Zaczęłam krzyczec,ale on tylko się smiał.Na ścianie wisiał zegar,była godzina 22:55.Jakims sposobem wyrwałam sie z jego ramion.On złapał mnie za sukienkę.Podarl ją,kurtke zabarał.W szpilkach i obdartej sukeince wybiegłam na zimne powietrze.Uciekałam przed nim.Płakałam.Nie wiedziałam co robic.Postanowiłam,ze pójdę do Roberta.Stanęłam pod jego drzwiami.Strasznie sie trzęsłam,nadal płacząc.
-Ro-Robert,mogę?
-Jezu,co się stało?Wchodź!-Weszlismy do salonu,ja jeszcze bardziej wybuchnęłam płaczem.Lewy okrył mnie kocem i przyniósł wody.
-Tom,on...
-Co on Ci kurwa zrobił?
-On...Mnie prawie zgwałcił!-Rozpłakałam sie ponownie.Robert nic nie mówił,tylko przytulił mnie do siebie.Caował mnie w czubek głowy jak małą dziewczynkę.
-Nie płacz księżniczko.Zobaczysz wszystko się ułoży.-Powiedział do mnie z troską w głosie.-Dopadnę gnoja.-Wtuliłam się w niego i nie wiem kiedy usnęłam
Robert:
Siedziałem i grałem w fifę,kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi.Myślałem,ze moze to Łukasz.Stała w nich jednak Ewelina.Zapłakana,bez kurtki,w obdartej sukience.Kiedy dowiedziałm sie,ze ten cały Tom chciał ją zgwałcic,myślałem,ze nie wytzymam.Jednak powstrzymałem się i po prostu przytuliłem.Usnęłam po godzinie siedzenia.Był juz nowy rok.Zaniosłem ją do sypialni,a sam poszedłem spac do gościnnego.
Ewelina:
Obudziłam się o 3 w nocy.Śnił mi sie Tom.We śnie chciał mnie zgwałcic.Na łóżku nie było ze mną Roberta,postanowiłam,ze pójdę do niego.
-Robert?-Powiedziałm po cichu stojąc nad jego łóżkiem.
-Tak?
-Czy...Mogę położyc się się obok Ciebie?
-Jasne!-Odkrył pierzynę i wskazał miejsce gdzie mam sie położyc.Położyłam głowę na jego umięśnionej klatce piersiowej.Przy nim czułam się bezpiecznie.Patrzył się na mnie,a ja na niego.Odwarzyłam sie to powiedziec:
-Robert,możesz mnie pocałowac?-Nic nie odpowiedział tylko odwrócił sie do mnie i złożył na mioch ustach namietny pocałunek.Ja odwzajemniłam go,pierwszy raz od 3 miesięcy.I tak sie zaczęło.Później zrzuciłam z nas tę koudrę,która przeszkadzała nam.
-Na pewno tego chcesz?
-Tak,Robert.Na pewno.-Zdjęlismy z siebie ubrania i rzucilismy je gdzieś po pokoju.Tak dawno się nie kochaliśmy.Brakowało nam tej bliskości,namiętności.Byliśmy spragnieni siebie.Usnęliśmy ok 5 nad ranem.
***
Rano
Obudziły mnie promienie słońza.Zimowego słońca.Niechętnie wstałam i pomyślałam o poprzedniej nocy i o tym co się wydarzyło wcześniej.Tak naprawę to Robert nie wie o mnie wszystkiego.Wczoraj wspomnienia wróciły.Kiedyś byłam...prostytutką.To było jak miałam 18 lat i trwało krótko.Może pół roku.Rodzice mieli roczne szkolenie we Włoszech.Siediałam w domu sama.Nie miałam jeszcze wtedy chłopaka.Miałam za to wieeele "przyjaciółek",bo do biednej rodziny nie należałam.Rodzice dużo zarabiali.Jednak nigdy nie byłam zostawiona sama sobie.Zawsze byli przy mnie.Wtedy...Nie wiem co się stało.Chyba uległam jakiejś dziewczynie.Później zobaczyłam ile sie zarabia i już.Nie byłam zadowolona z tego,ale jak się wciągnęłam to agencja nie dała mi tak szybko odejśc.Wyciągnęła mnie z tego Majka.Ale jednak...Poszłam do łazienki przebrac się i zeszłam na doł na kanape.Bezsensownie przeglądałam kanały w TV.Niedawno się pogodziliśmy i teraz co...Ja spieprze...Nagle poczułam,ze jest mi strasznie niedobrze,pobiegłam do toalety i wymiotowałam.Już 4 raz w tym tygodniu...Nikomu nic nie mówiłam,ale...Chyba jestem w ciąży.Muszę iśc do lekarza.Ale jak?Ja?Teraz?W ciąży?Kurde...Nie wiem jak Robert zareaguje na wieśc o mojej przeszłości,ale chyba zaraz sie dowiem,bo słyszę czyjeś,tzn.Roberta kroki.
-Hej księżniczko.Wstałaś już?
-Hej.Wstałam-Robert pocałował mnie namiętnie w usta.-Ro-Robert...Musimy porozmawiac.
-Ale pogodziliśmy się przecież....Tak?
-Tak,tak.Nie chodzi o to.Nie chodzi o Ciebie...Tylko o mnie.Bo widzisz...Ja kiedyś byłam...Prostytutką.-wzrok skierowałam w dół.-Moi rodzice wyjechali na roczne szkolenie,ja zostałam sama,tzn z pseudo przyjaciółkami.Wciągnęły mnie w to,a ja...Nie umiałam wyjśc z tego.Majka mi pomogła...Ale trauma została.Chciałam żebyś wiedział.-Podniosłam wzrok i spojrzałam na niego.
-Byłaś dziwką?
-To boli,dobrze wiesz...
-Kurwa,a wiesz jak mnie boli?Przepraszam,muszę się przewietrzyc...!
-Ale Robert....-Nawet na mnie nie spojrzał.Wyszedł,ojciec mojego dziecka,znów mój narzeczona tak po porstu mnie olał.Podeszłam do mojej torby i wyciągnęłam test ciążowy,żeby te słowa były prawdiwe.Poszłam do łazienki i po 10 minutach wiedziałam już,że będę matką...Chciałam zadzwonic do Majki pochwalic się,ale teraz...Moje życie nie ma sensu.Z drugiej strony jak on mógł nazwac mnie dziwką?Po prostu dziwką...Wie dobrze,że nie jest dla mnie to łatwe...Nic sie teraz dla mnie nie liczyło,chyba,że moje jeszcze nienarodzone dziecko.Siedząc w łazience rozpłakałam się.Miałam w głowie tysiące myśli.Chciałam zniknąc,chociaż na kilka dni...Wzięłam pierwsze co miałam pod ręką,czyli żyletkę i zrobiłam na moich nadgarstkach kilka kresek "kodu kreskowego".Nawet tak bardzo nie bolało.Wkrótce mo moich rękach zaczęła spływac krew.Wtedy jeszcze bardziej się rozpłakałam.Usłyszałam,ze Robert wszedł do domu.Chyba szukal mnie na dole,bo słyszam,że dugo chodził,ale wszedł na górę i udał się do łazienki.Gdy mnie zobaczył przeraził się.
-Ewleina.Co Ty kurwa mac wyprawiasz?!!!No co ?!
-Spierdalaj!
-Przestan...Daj mi to!-wyrwał mi z ręki żyletkę.
-Odpieprz się rozumiesz?!Po co Ci taka dziwka jak ja?Hmmm?
-Powiedziałem to w nerwach z zaskoczenia...Przepraszam,nie chciałem.Kocham Cię.
-Robert...Mnie to tak cholernie zabolało.
-Wiem,przepraszam skabie Ty moje.-Podszedł do mnie i przytulił,ja zaczęłam spowrotem płakac.Później obmył moją rękę i nakleił plaster i pocałował w czoło.Chyba mu po raz kolejny wybaczam.Przecież miał prawo tak zareagowac.Lewy znów stał się opiekuńczy i zniósł mnie do sypialni.Usiadłam po turesku na łóżku,Robert na przeciw mnie i chciałam powiedziec mu,że bedzie tatusiem.
-Robert...Jest coś jeszcze.
-Dobra,słucham.Obiecuje,że coby to nie było to orzyjmę to na klatę i zrozumię,dawaj...
-Bo...Ja,tzn my.Dobra...Będziemy miec dziecko.
-No wiem,przecież obiecalismy sobie,ze bedziemy mieli dziecko kiedys.
-Lewandowski debilu!Za 9 miesięcy będziesz ojcem,jestem w ciąży!-Teg głupek jak to usłyszał zaczął biegac po całym domu,drzec się na koniec podbiegł do mnie,wziął mnie na ręce,całował.-Ty,oszlałeś?
-Jestem taki szczęsliwy!KOCHAM CIĘ nad życie!Dziekuję,ze bedziesz matką naszego dziecka!-Znów biegał,wrzeszczał...
-Nie no...Oszalał...-powiedziałam głośno i zaśmiałam się.
-Kotek idziesz ze mną na trening?Pochwalimy sie chłopaką.
-Jasne,tylko się przebiore.
-A u lekarza byłaś?
-Spokojnie...Mam termin na za tydzień...
-Ale może w prywatnej klinice będzie szybciej?Może trzeba sprawdzic czy dziecku nic nie jest?
-O Jezu...Teraz się zacznie.Lewusek wyluzuj.
-Dobra to idź się przebrac.-Słuchając mojego lubego poszłam do łazienki z wybranymi ubraniami.Poprawiłam makijaż i zeszłam do Roberta.
-Jestem.
-Można tak te obcasy nosic?!
-Lewandowski,Lewandowski....Ja z Tobą oszaleje te 9 miesiecy...-Uśmiechnęłam się sama do siebie i wyszliśmy z domu.
========================================================================
HEj.Nowy rozdział dla Was.Jak po świętach?Ja bym pojechała do Dubaju xd Ale cóż marzenia w bok, i otwieram sie na tą szarą,nudną rzeczywistośc.Paaa <3 Niedługo następny rozdział,a Wy piszcie jak Wam się podoba ten.:*
















wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 23

                                                              Rozdział 23
"Między mężczyzną a ko­bietą przy­jaźń nie jest możli­wa. Na­miętność, wro­gość, uwiel­bienie, miłość - tak, lecz nie przyjaźń."
3 miesiące później "Wigilia"
Właśnie dzisiaj mijają trzy miesiące od mojego rozstania z Robertem.Jest mi bardzo ciężko.Jestem na niego zła.Jak mógł mi to zrobic?Przeciez podobno mnie kocha.Dziewczyny i Reus pomogli mi się pozbierac.Czy nadal go kocham?Tak.Kocham go i tęsknię,ale jakos nie umiem mu wybaczyc.Spotykamy się czasem na kawie,rozmaiwami i Robert prosi mnie żebym mu wybaczyła,ale...ja nie mogę.Dziś jest Wigilia.Czas,który spędzamy z rodziną.Niestety nie ja.W Dortmundzie jest taka śnieżyca,że loty są odwołane.Nie można się z tąd ruszyc.Kuba i Agata zaprosili mnie na Wigilię,bo oni także zostali uziemieni w Dortmundzie.Reusa nie ma.On się wycfanił i wziął urlop jeszcze przed tymi śnieżycami.Więc dom mam wolny.Z tego co wiem na tej Wigilii ma byc także Lewy.Trochę bałam sie tego spotkania,skladania życzeń.Ale cóż...Na studiach jestem najlepszą przyszłą dziennikarką.Po świątach mam przeprowadzic wywaiad z piłkarzami Bosussi.A teraz,jest godzina 13 i idę sie szykowac,ubrania na Wigilię spakuje w torbę i przebiorę się później,bo jadę wcześniej aby pomóc w kuchni Agacie.Ubrałam to.Wrzuciłam do torby kosmetyczke i ubranie na wieczór.Miałam sukienkę,te buty. Włożyłam jakis pierścionek (Zaręczynowy oddałam Robertowi) i zeszłam na dół.Pozostały mi jescze do zabrania prezenty.Ten dla Oliwii,ten dla Agi,ten dla Kuby i musiałam kupic coś jeszcze dla Roberta,postanowiłam,ze dam mu to,wygrawerowałam "Najlepszy piłkarzu na świecie,zawsze będę o Tobie pamietac".Nie wiem czy dobrze zrobiłam robiąc to,ale moje uczucie do niego nie wygasło.Muszę się zbierac,bo jest taka pogoda,że nie wiem kiedy ja dojadę do domu Błaszczykowskich.Reus zostawił mi swoje auto więc wsiadłam no niego i pojechałam.Jechałam 40 minut,przy czym zawsze zajmuje mi to 15-20 min.Wjeżdzając na ich posesje od razu zobaczyłam auto Lewandowskiego.Wzięłam 2 głębokie wdechy i wysiadłam z auta.Wzięłam wszytkie torby i podeszłam do drzwi.Zadzwoniłam i czekałam aż ktoś mi odtworzy.No tak.Otworzył mi nie kto inny jak sam Robert.
-Cześc.-Rzuciałam na powitanie do mojego eks.
-Hej.Pomóc?
-Nie.Poradzę sobie.-Weszłam do domu,zamknęłam drzwi i postawiłam wszytsko na ziemi.Zdjęłam kurtkę i weszłam w głąb mieszkania.
-Gdzie Błaszczykowscy?
-Pojechali po coś tam do sklepu.Mamy nic nie ruszac,bo Aga powie co i jak, jak wrócą.
-Yhm..Dobra,to ja...Idę obejrzec cos w TV.Idziesz?-Sama nie wiem czemu zapytałam się go o to...
-Pewnie.Film?
-A jaki?
-Jakiś świąteczny?
-Kevin sam w domu?XD
-Hahaha okej.-Cieszę się,ze będiemy oglądac film,bo szczerze mówiąc nie mam siły z nim rozmawiac,ani patrzec sie w jego oczy.Zatraciłabym się w nich,pocałowała go,a przecież chce zapomniec.Chce ułożyc sobie życie na nowo,jest to trudne,ale musze sobie radzic.Może jeszcze znajdę tego jedynego.Na pewno jest mi teraz trudniej zaufac ludzią.Nie wiem czy ten film to był pretekst zeby udziec przyed czymś co i tak kiedyś się stanie?Przed szczerą rozmową?Chyba tak,bo od tych trzech miesięcy nawet nie rozmawialiśmy co dalej.Wiem,ze musi to nastąpic,ale boje się tej rozmowy jak cholera.Czuje,że byłabym w stanie mu ulec.Najgorsze,że czuje,że on zaraz zacznie tę rozmowę.Modle sie żeby Błaszczykowscy przyjechali lada chwila.Ale ich nie widac i nie widac...
-Ewelina...-O nie...Tak myślałam.No cóż,albo teraz,albo nigdy...Przyjaciele.
-Tak?
-Bo widzisz...Ja...Kocham Cię,ale nie wiem co będzie dalej.Wybaczysz mi?
-Robert...To nie jest takie proste,na to potrzeba czasu.Dnia,tygodni,miesięcy,a czasem nawet i lat.Proponuję abyśmy zostali na razie przyjaciółmi.Tylko tyle mogę Ci na razie zaoferowac.
-Rozumiem...Wiedz,ze zawsze możesz na mnie liczyc i,że będę do ostatniego dnia czekac na Ciebie.Kocham Cię.-Spodziewałam się tego,uciekłam na górę,bo zaczęłabym płakac.Usiadłam w łazience i się rozkleiłam.Po 5 minutach usłyszałam,że wrócili.Poprawiłam makijaż i zeszłam na dół.
-No witam państwa Błaszczykowskich.Czekamy na Was z Robertem,a was nie ma!
-JEstem kochanie juz.Chodź do kuchni.
-Hej Oliwcia.już idę!
-Cesc ciocia.Ids bo mamucia cie wola.
-No idę kochanie,idę.-Poszłam do Agaty,która lepiła pierogi.Od razu wzięłam fatruch i pomagałam przyjaciółce.
-Ewelina?Przepraszm,że Cię tak zostawiłam samą z Lewym.Wiem ile Cię to kosztuje.
-Nie no nie przepraszaj.Jest wszystko okej.Jesteśmy przyjaciółmi...-Spojrzałam w dół i uroniłam jedną łzę.
-Ek,laska!Nie płacz!
-Dobra,dobra już.
-Kochasz go?
-A jak myślisz?
-Kochasz!
-No kocham,kocham....-Super.Robert to podsłuchiwał.Ale jak zobaczył,że ja się odwróciłam to od razu odszedł.Jeszcze tego mi brakowało.Dokończyłyśmy z Agą gotowanie i poszłam na górę sie przebrac.Wyszłam z łazienki po 30 minutach,na górze byłam sama.Kuba,Agata i mała Oliwia wyczekiwali pierwszej gwiazdki.Łazienka była daleko od schodów.Wyszłam i przestraszyłam sie,bo wystraszył mnie Lewy.
-Jezu!Wiesz jak mnie przestraszyłeś?!
-Oj..Przepraszam.-Chciałam go wyminąc,ale stanął mi na drodze.Przybliżył się do mnie i chciał pocałowac.JA zwinnym ruchem go ominęłam i ruszyłam na dół.On poszedł za mną.
-Ciocia! Wujek! Pielwsa gwiaźda!
-Ooo to siadamy do stołu.-Każdy z nas wziął opłatek.Złożyłam juz życzenia każdemu,został mi tylko Robert.Stanęliśmy na przeciwko siebie i zapadła ta niezręczna cisza.Przerwałam ją
-Więc Robercie-położyłam ręce na jego ramionach.-Życzę Ci wielu wygranych zarówno w Borussii jak i w Reprezentacji,abyś znalazł sobie kiedyś jakąś dziewczynę...-Nie dał mi dokończyc
-Już znalazłem.-Nawet nie wiem kiedy przybliżył się do mnie i pocałował.Nie mogłam nic zrobic,ręcami nie chciałam go dotknąc.Chciałam sie oderwac,ale on jakby mnie trzymał.Przerwałam to.Błszczykowscy wyszli akurat z małą Oliwią na górę po prezenty.-Mówiłaś,że mnie kochasz.-Jego oczy były takie smutne.Ale ja muszę sobie z tym poradzic.Weszli.Usiedliśmy do wspólnej kolacji.Jedliśmy kolejno 12 potraw.Po zjedzeniu przyszedł czas na upragnione przenty.Każdy otwierał z zaciekawieniem prezent.Ja zaczęłam od prezentu od Roberta.Była to ta bransoletka z wygrawerowynym "Zawsze będę Cię kochac ~ Twój Lewy",prawie się popłakałam.Robert też przeczytał mój grawer i prawie w tym samym momencie założyliśmy nasze bransoletki na ręce.Otworzyłam jeszcze prezent od Błaszczykowskich,kątem oka zauważyłam jak Robert zakłada na rękę jeszcze jedną bransoletke,pomyślałam,że dostał od Kuby i Agi.Więc i ja otworzyłam prezent,dostałam to (jedną z nich).To była druga połówka od bransoletki Roberta.Chyba każdy chce abyśmy do siebie wrócili,ale ja nie wiem czy jestem na to gotowa.Na razie chyba nie.Rodzinka poszła na górę,bo mała Oliwcia chciała aby rodzice obejżeli z nią bajkę i pobawili się.A później położyli spac.Znów zostalismy sami.Stałam przy oknie od tarasu i myślałam dlaczego to właśnie ja mam tak ciężko.Niebo było dziś przecudne.Nagle poczułam ręce Roberta na moich biodrach.
-Dziękuję za prezent.-szepnął do mojego ucha.
-Ja też.-Wtedy odwrócił mnie do siebie i spojrzał mi w oczy.
-Błagam Cię.Zapomnijmy o tym co się stało,chociaż dzisiaj.Jest Boże Narodzenie,ludzie sobie wybaczają.Może i Ty spróbujesz?
-Chciałabym,ale...Nie mogę.-Pocałowałam go delikatnie w policzek i odeszłam.Uslyszłam jak Robert wyszedł z domu.Martwię się.Czy on nic obie nie zrobi?Jak będę wracac do domu to może do niego zajrzę...Tymczasem podzwoniłam po znajomych,poskładałam im życzenia i poszłam na górę do małżeństwa i ich pociechy.Pożegnałam się i jakieś 2 godizny po Robercie wyszłam.Wsiadłam do białego opla Marco.Tak jak wcześniej założyłam wstąpiłam do Roberta.Światła były pogaszone,oprócz łazienki.Miałam jakieś dziwne przeczucia.Wbiegłam do domu i pobiegłam na górę do łazienki.Otworzyłam drzwi,na podłodze siedział Robert z zakrwawioną ręką.Szyba była rozpita,w drugiej ręce miał żyletkę.Jescze chwila i zacząłby się ciąc.Wzięłam od niego ostre narzędzie,wyrzuciłam do kosza i ukucnęłam przy moim Robercie.
-Co Ty do jasnej cholery chciałeś zrobic,co?!
-Chciałem...Oszczędzic sobie cierpienia.Dziewczyno ja nie potrafię bez Ciebie życ,ta...zdrada.Nie wiem co mi sie stalo.Nie mam wytłumacznia.
-Już dobrze....Ci...-przytliłam go do siebie.Wstałam i wzięłam apteczkę,opatrzyłam rękę Lewego i zabandażowałam ją.
-Dziękuję.Możesz już iśc i nie męczyc się ze mną...
-Pojebało Cię człowieku?!Spójrz na nasze bransoletki!Nie zostawię Cię teraz!-Spojrzal na mnie i chyba nie wierzył.
-Kocham Cię.-Nic nie powiedziałam tylko usiadłam na jego nogach i patrzyłam w jego błękitne oczy.Można byłoby się w nich utopic.Siedzieliśmy tak wpatrzeni w sienie długi czas aż w końcu któreś z nas przemówiło.
-Więc...Ewuś..Co u Ciebie?
-U mnie?-"Świetny moment na tego typu pytanie LEwy,świetny!"-Studiuje,po Świętach mam zrobic wywiad z BVB,jestem najlepsza na roku.
-Nooo.Moja dzielna dziewczynka.-Złapał moją twarz w dłonie i odważył sie pocałowac.Był to krótki,ale namiętny pocałunek.Niewiedziałam czy mam się cieszyc,czy płakac.Z jednej strony chciałabym aby bylo jak dawniej,ale..Przecież z Aśką mnie zdradził,teraz z tą dziewczyną.Nie wiem co mam myślec.-Przepraszam...Nie powinienem.
-Nic się nie stało.Przecież jesteśmy przyjaciółmi...
-Zostaniesz?-Nie wiedziałam czy mam sie zgodzic.Boję się,że wylądujemy w łóżku.Wstałam i pociągnęłam za rękę napastnika.
-Robert...Błagam Cię nie rób nic sobie...Jesteś dla mnie cholernie ważny,jakbyś coś sobie zrobił to...nie darowałabym sobie tego.Obiecujesz,że nie będziesz?
-Jeżeli tak Ci na tym zależy...Tak obiecuję.To zostaniesz?Pójdziemy na spacer...
-Dobrze.Przebiore się w coś ciepłego i możemy iśc.-Na szczęście miałam jeszcze jakieś ubrania u Lewego.Założyłam to (bez czapki) i zeszłam do gotowego Robetra.Bez słowa opuściliśmy dom.Poszlismy do parku.Tam zaczęliśmy się rzucac śnieżkami.Bylismy cali mokrzy.Wróciliśmy i od razu musiałam się przebrc.Niestety nie miałam czego na siebie włożyc,więc Robert dał mi swoją klubową koszulke i bluze BVB.Zeszłam na doł bo Robert zrobił nam kakao.
-Jestem.
-Pięknie wyglądasz,auu...
-Coś się stało?
-Nie,nie tylko ręka mnie zabolała.
-Pokaż.-Odbandażowałam rękę no i trzeba było zmienic opatrunek.Roberta bardzo bolało.-No i po co to było?
-Nie wiem...-Przybliżył się do mnie,położył zdrową rękę na mojej brodzie i przyciągnął ją do siebie.Nie mam już siły...Z jednej strony chce z nim byc i go kocham,ale z drugiej...Boję się kolejnego rozczarowania.Poddałam się jego pocałunką.Pragnęliśmy siebie.Calowaliśmy się inaczej niż kiedyś.Brakowało nam tego.Robilismy to jakby to miałby być nasz ostatni pocałunek.Oderwałam się po kilku pocałunkach i bez słowa udałam się na górę do pokoju gościnnego.Położyłam się na łóżku i odpłynęłam w krainę Morfeusza....
=====================================================================
Tada da dam!Proszę kolejny rozdział !! Wczoraj tak mnie wena złapała,że napisałam.Dzis zrobiłam poprawki i proszę.Zostawiam Wam do oceny.Paaa I jeszcze raz Wesołych Świąt! :*































poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 22

                                                              Rozdział 22
W salonie zobaczyłam Marco.Siedzial na fotelu i z nosa leciała mu cuiurkiem krew.Nie wiedziałam czy pytac jak wszedł,czy co się stało.
-Marco,co się stało?!-Krzyknęłam szeptem bo wszyscy spali.
-Nie widac?Krew z nosa mi leci.
-A jak wszedłeś?
-Drzwi były otwarte...Auuu-Poleciała mu mocniej krew.
-Jedziemy do szpitala.
-Nie jeedziemy do żadnego szpitala!Daj mi jakąś chusteczkę i juz mnie nie ma.
-No chyba żartujesz.Biorę klucze i Cię odwiozę,herbate zrobie.
-No dobra...-Niechętnie Marco się zgodził.Napisałam kartkę Robertowi zeby się nie martwił i pojechaliśmy do Reusa.Przez całą drogę próbowałam wyciągnąc z niego kto go tak urządził.Niestety nie chciał powiedziec.Martwię sie o niego,jest moim przyjacielem.Dojechalismy po chwili.Wyszłam z auta i podążałam za Marco do jego domu.Otworzył drzwi i zchylił się by odwiązac buty.Chyba zakręciło mu się w głowie.
-Ej,ej Marco.Kładź się na kanapie ja Ci zdejmę te buty.
-Ojej jak słodko,hahaha!
-Nie śmiej się,bo to nie jest zabawne.Lepiej powiedz mi kto Ci to zrobił,hmm?-Piłkarz usiadł na swojej miękkiej kanapie a ja obok niego.Spojrzałam przed siebie gdzie stał zegar.Wskazywał na 7:47.Wow,wcześnie wstałam.Wpatrzona w ten punkt czekałam na odpowiedź blondyna.Mogłabym chyba czekac sobie tak do jutra.
-Nie...Nie ważne.
-Kurwa Marco jesteś moim przyjacielem,zależy mi na Tobie.!
-Ale to nic ważnego...Jakiś kibic był zażalowany,ze nie dostał autografu.
-Na pewno?-Zapytałam podejrzliwie piłkarza.Wiedziałam,że nie mówi mi prawdy,ale postanowiłam nie dociekac teraz.Może Robertowi powie?Nie wiem,ale widzę,że jest osłabiony.Dam chłopakowi trochę spokoju...
-Tak,na pewno.Dziękuję,że tak sie o mnie martwisz.
-Dobra kładziesz się tu czy w sypialni?
-Może pójdę do sypialni...
-To idź,a ja zrobię Ci kawe i jakieś śniadanie,bo założę się,że nic dziś nie jadleś?
-Yyyy...No...Eeee...
-Tak myślałam.Szoruj na górę!
-Tak jest szefowo!-I poszedł do sypialni.Tymczasem ja próbowałam ogarnąc co gdzie jest w jego kuchni.Po 5 minutach miałam wszystko do przygotowania naleśników.Zrobiłam mu kawe i postawiłam na tacy.To samo zrobiłam z wcześniej usmażonymi naleśnikami.Wchodziłam na górę i myślałam,ze na zawał padne.Z każdym krokiem uważałam coraz bardziej,aby się nie wywrócic.Jest!Doszłam.JEstem na górze,tylko zaraz...Który to pokój Marco?Rozejrzałam się dookoła i wybrałam drzwi na których wisi zdjęcie całej Borussi.Nie myliłam się.Leżał tam na łóżku Marco.Oglądał coś w telewizji.
-Jak się czujesz?-Zapytałam z wyczuwalną troską w głosie.
-Dzięki kochanie,lepiej.-Zaśmiał się.No tak ja się o niego martwię,a ten dureń się śmieje!
-No wiesz...Ja sie o ciebie martwię!
-Wiem i dziękuję Ci.
-Proszę ,śniadanie.
-Oooo,mniam!Dziekuję.Usiądziesz na chwile czy jedziesz?
-Chwile posiedze,bo zrobiłam sobie kawe.
-Co u Was?
-U nas?Żartujesz?Wczoraj widziałeś się z Robertem.
-Ale nie z Tobą.
-No więc mam w przyszłym tygodniu rozpoczęcie roku akademickiego.
-Oooo,nie wiedziałem,że studiujesz.
-No widzisz,widzisz.-Reus to miły chłopak.Nie wiem jakim cudem nie ma dziewczyny.No tak..Zawsze kiedy zaczynam się nad czymś zastanawiac dzwoni mój telefon.Dzwonił Robert,szybko więc odebrałam.
-Cześc skarbie,wstałeś?
-Ej kotek,co się Marco stało?Mam przyjechac?
-Nieee,nie przyjeżdzaj.Jak wróce to pogadamy.
-A własnie...Kiedy będziesz?
-Za jakieś pół godziny.
-To czekam.Paa.Podrów Marco.Aaa i powiedz mu,zeby się mnie spodziewał później.
-Paa,przkażę.-Rozłączyłam się i spojrzałam na Reusa,który porzoglądał mi się jak rozmawiałam.Pewnie chciał wiedziec,co Robert mu przekazał.
-Robert Cię pozrawia i mówi,ze wpadnie potem.
-O matko...I ten będzie męczył mnie pytaniami...
-No widzisz,biedak.
-Właśnie!Przyjdziesz jutro z LEwym,impreze robię.
-Jutro?Nie dam rady,Krzysia do Polski odwożę.Robert sam pewnie przyjdzie.
-No dobra.Na następną się załapiesz,na pewno!
-No ja myśle!Dobra Reusik to ja lecę.Lewy potem wpadnie.-Zbliżyłam się do niego i dałam buziaka w policzek.
-Paa piękna,hahahahaha.
-Paa lizusie!-Wyszłam z pokoju Marco i zeszłam na dół.Ma bardzo ładnie urządzony dom.Wyszłam z domu i wsiadłam do czarnego auta Bobka.Do domu jechałam jakieś 15 min.Po drodze kupiłam jeszcze coś na śniadanie.Weszłam do domu,była godz. 9:00.W salonie siedział tylko Robert i coś oglądał w telewizji.
-Hej misiek.Gdzie reszta?
-Hej słońce.-Podniósł się z kanapy i podszedł mnie pocałowac.-Reszta spi.
-Jeszcze?Dobra to chodź zrobimy śniadanie.
-Chodźmy pod prysznic.Specialnie czekałem...
-Nie Robert :D/
-No proszę!I tak będziesz musiała sie przebrac bo idziemy potem na miasto.
-Eh...Niech Ci będzie debilu mój <3 Chodź wybrac ciuchy.-Lewy uradowany wziął moją dłoń i poszliśmy na górę do garderby.Nie wiedziałam w co się ubrac,bo zimno dzisiaj,a przecież jeszcze "lato".Na dworza szarno,ponuro.Nie ma słońca.Nigdy nie lubiłam takiej pogody,słońce jakoś sprawiało,że się uśmiechałam.Ale teraz z Robertem to nawet w burze się uśmiecham.Wbrałam to.Robert też wziął jakieś ubrania i poszliśmy do łazienki.
-No to wyskakuj z ubranek.-"Jezu Lewy ale jesteś zboczony".
-HA HA HA,bardzo smieszne.-Po chwili droczenia się weszlismy nadzy pod prysznic.Oczywiście nie obyło się bez całowania się.W sumie to połowe czasu całowalismy się.Po 20 min wyszlismy z kabiny i ubraliśmy się.Wyszliśmy z łazienki i akurat Krzyś sie obudził.
-Witaj słonko.-ukucnęłam przy nim i przybiłam z nim piątkę.
-Cesc.
-Głodny?-Zapytał się chłopca Robert.
-Taaaak!-Poszliśmy na doł.Wygłupialismy się z Krzyśkiem i śmialiśmy.Zrobiliśmy tosty na śniadanie i wstali nasi zakochańce.
-Oooo paczcie kto wstał!Wyspani?Chociaż...Głupie pytanie.-LEwy jak zwyklle śmiał się z przyjaciela.
-Yyyy...Bo...My...Wieczorem...No ten.Książkę czytaliśmy długo...
-Oj Wojtuś,Wojtuś...Już ja wiem co robiliscie.
-Dobra tam co na śniadanie?
-Tosty,siadajcie.-Powiedziałam już przerywając te zaczepki Roberta.Zjedliśjmy śniadanie i ustalilismy co robimy.Marina ze Szczęsnym wyjeżdżają za godzinę.Odwieziemy ich na lotnisko  i pojedziemy do zoo.Posprzątałam po śniadaniu i pojechalismy odwiezd zakochanych na lotnisko.Po tym udaliśmy się do obiecanego zoo.Młodemu bardzo się podobało.Później pojechalismy do domu.Około 20 weszliśmy do domu Roberta.Bo przecież to nie jest mój dom,tylko nadal Lewego.
-Ej!Robert miałeś jechac do Marco!
-O kur...kurczaki!Zadzwonie do niego.
-Dobra to ja idę umyc i położyc małego bo pada ze zmęczenia.-Wzięłam chłopaca na ręcę i już nawet nie myłam go,tylko od razu przebrałam w piżamkę.Tak słodko spał.Chciałabym miec kiedyś synka.Właśnie z Robertem,chce żeby był ojcem moich dzieci.Zgasiłam światło i po cichu wyszłam z pokoju.Zeszłam na dół i Robert siedział na fotelu czekając na mnie.
-Śpi?
-Taak.Zasnął od razu,nawet go już nie myłam.
-To dobrze...Co robimy?
-Szczerze mówiąc to też pójdę się umyc i może gazete poczytam w łóżku...
-To ja też.Poleżymy sobie.
-Jasne.To idę się umyc do łazienki na górze.
-To ja na dole skarbie <3.-Poszłam na górę po piżamę i do łazienki.Zmyłam makijaż i poszłam pod prysznic.Woda lała się,lała aż w końcu uznałam,że koniec tego dobrego.Załozyłam koszulke roberta króciutkie spodenki i wyszłam z łazienki.Udałam się do sypialni.Rober już był i czytał jakąś gazetę motoryzacyjną.Jak mnie zobaczył odłożył ją i zgasił światło.
-Chodź,połóż się obok mnie.
-No jestem.-Głowę miałam połozoną na nagim torsie Roberta.Tak,często spał bez bluzki.On za to zaczął bawic się kosmykami moich długich,gęstych włosów.Lezelismy tak w ciszy,ale Robert ja przerwał.
-Wiesz...Jeszcze nidy nie czułem sie tak jaz przy Tobie...
-Ja też kochanie...Nawet nie wiesz jak bezpiecznie czuję sie z Tobą.Kiedyś marzyłam żeby miec od Ciebie autograf...
-Teraz możesz miec codziennie...Idę jutro na tę impreze do Reusa.
-Spoko,ja będę w nocy,albo rano.Zobaczę.
-Będę czekał.Dobranoc.
-Paaa-Chciałam pocałowac go w policzek,ale przesunął głowę i namiętnie mnie pocałował w usta.Po tym pocałunku nawet nie wiem kiedy odpłynęłam do krainy Morfeusza...
***
Nastęopnego dnia:
Wstałam o 10.Samolot mamy na 12,więc spokojnie wstałam i poszłam na dół.Chłopcy już urzędowali w kuchni.
-Hej chłopcy.Co Wy tu robicie,hm?
-Śniadanko dla mojej książniczki.
-I moiei!
-No nie wiem,nie wiem kolego.
-Tiak!
-No niech Ci będzie-podroczył się chwile z małym Robert.
-To co zrobiliście?
-Omlet z owocami,ta dam!
-Mmmm.To sidajmy bo niedługo wylatujemy.
-A bede mógl do waś jeśce psyjechac?
-Oczywiście,że tak!
-To śupel.-Zjedliśmy sniadanie jak prawdziwa rodzina.Później chłopcy poszli sie ubrac,a ja posprzątałam po  śniadaniu i sama udałam sie do garderoby.Juz jedługo pierwszy dzień jesieni-czyli na dworze coraz zimniej.Postanowiłam ubrac się w to.Kilka godzin później byliśmy z małym w drodze do Polski.Robert podrzucił nas,a sam pojechał na trening.Krzysiek od razu zasnął.W Polsce bylismy około 14:30.Zamówiłam taksówkę i pojechałam do rodziców gdzie już wszyscy czekali na nas.Krzysiek bardzo stęsknił się za rodzicami.Zostałam na obiedzie,a później wybrałam się z mamą do galerii.Bawiłyśmy się świetnie.Samolot miałam o 6 rano.Więc około 8 powinnam byc w Dortmundzie.Tymczasem spędzę noc w swoim rodzinnym domu.Z mamą dogaduje się wspaniale.Rozmawiamy o wszystkim jak stare,dobre przyjaciółki.Bardzo się cieszę,że mam tak dobre kontaty ze swoją rodzicielką.Wybiła godzina 12 w nocy,a ja z rodzicami wspominamy stare,dobre czasy.Poszłam na górę,wzięłam prysznic,przebrałam sie w piżamę i poszłam do nadal mojego pokoju.Usnęłam od razu.
***
Rano:Zdążyłam sie tylko obudzic i już ktoś zapukał do drzwi.Zaspana odpowiedziałam "proszę".Była to moja mamusia.Zegar wskazywał na godzinę 5.No tak...To już czas.
-Witaj córcia.Śniadanko du łóżka dla mojej kruszynki.
-Ojj...Mamuś dziękuję!Jesteś niezastąpiona.-Śniadanie zjadłam w 5 minut.Było takie pyszne!Kakauko i naleśniki z bitą śmietaną.Zawsze uwielbiałam takie śniadanie.Mama mnie rospieszcza.Nie chciało mi się strasznie wstac z łóżka,ale musiałam.Wygramoliłam się spod ciepłej koudry i podreptałam do mojej łazienki na poddaszu.Stanęłam przed listrem i musiałam jakoś ogarnąc to co miałam na głowie.Uczesałam je,nałożyłam na twarz lekki makijaż i założyłam ubranie.Wyszłam z łaznienki i słyszłam śmieszy rodziców z dołu.Zeszłam po schodach i zobaczyłam jaką wałówkę na drogę mama mi przygotowała.
-Mamuś,dla kogo to wszystko?
-No jak to?Dla Ciebie i Robercika.
-No dobrze niech Ci będzie...To ja zamawiam taksówkę i lecę na lotnisko.
-Jaką taksówke!?Córa oszalałaś,tatuś Cię zawiezie!-Oburzył sie mój kochany tata.
-Dziękuję tatuniu.To co?Jedziemy?
-Oczywiście.
-Jadę z Wami!
-Nieee.Mamuś,jest przed 6,idź spac.
-No dobrze.To chodź no tu,pozegnaj sie z matką.-Podeszłam do mojej rodzicielki i mocno uscisnęłam.Na koniec buziak i poszłam w strone drzwi.
-No to trzymaj się kochanie i uważaj na siebie.A i ucałuj Roberta ode mnie.
-Jasne ucałuje.Paaa!-I wyszliśmy z tatą z domu.Poszliśmy do garażu i wsiedliśmy do auta taty.Po drodze leciała piosenka Ewy Farnej-Bez łez.Bez wachania włączylismy się i także cała drogę spiewalismy.Świetnie się przy tym bawiliśmy,ale nadaszedł czas rozstania.Tata odprowadził mnie pod samą odprawę i pożegnialiśmy się.Ja po 20 minutach była już na pokładzie samolotu Warszawa-Dortmund.Usiadłam na siedzeniu,włożyłam słuchawki w uszy i zastanawiałam się co by było jakbym nagle to wszystko straciła.Nawet nie chciałam o tym myślec.Zatraciłam sie w słuchaniu muzyki.Uwielbiam słuchac Bednarka,ostatnio Lewy poprzesyłał mi kilka piosenek rapu i muszę przyznac,że całkiem spoko.Słuchałam,słuchałam,i w końcu doleciałam na miesce.Opuściłam samolot i udałam się po bagaże.W sumie to jeden bagaż.Zamówiłam taksówkę i po 20 minutach byłam pod naszym domem.Ciakwa jestem jak tam Robert po imprezie.No nic,zapłaciłam taksówkarzowi i weszłam przez brame na posesje domu Roberta i chyba już także i mojego.Drzwi były otwarte...Eh,pewnie był pijany.Weszłam i nikogo na dole nie było.Postanowiłam sprawdzic góre,weszłam do sypialni...I momentalnie upuściałm wysztko co miałam w dłoniach.Robert leżał z jakąś kobietą.Byli nadzy.Byłam pewna,że mnie zdradził.Przecież ten widok mówi sam przez siebie.Nie mogłam nic powiedziec.Robert gdy mnie zobaczył kazał ubrac sie tej lasce i wynosic,on zrobił to samo.Gdy wychodziła ta lafirynda zmierzyłam ją wzrokiem i odwróciłam wzrok na Roberta.Spojrzałam na niego z obrzydzeniem,wstrętem,nienawiścią.Po moim policzku zaczęłt spływac łzy.
-Ewelina...To nie tak,ja...Byłem pijany.
-Wiesz co?!Nie kompromituj się!Nie nawidzę cię!Nie chce cie znac!To KONIEC,rozumiesz?Wszystko zniszczyłeś!
-Nie mozesz tak nas przekreślic....
-Nie ma już rzadnych nas...JEstem ja i jesteś ty!-Rozpłakałam sie wtedy jeszcze bardziej wybiegłam z domu i biegłam przed siebie.Zatrzymałam się w pobliskim parku.Tam usiadłam na ławce i łzy wróciły.Siediząłam tak z 15 min.Spostrzegłam w oddali blondyna.Gdy podszedł bliżej zauważyłam,ze był to Reus.JAk mnie zobaczył i jescze płaczącą podbiegł do mnie szybko.
-JEzu...Ewka co jest?
-Robert...On mnie zdradził!-Znów wybuchłam płaczem.Marco już o nic nie pytając usiadł obok mnie i mocno przytulił.Tego właśnie potrzebowałam czułości,zrozumienia.
-Chodź,pójdziemy do mnie.
-Ale,tam są chłopaki.
-Nie,niekogo nie ma.Impreza skończyła się o 3.
-W taki razie chodźmy.-Szlismy kawałek i doszliśmy do domu młodego zawodnika Borussi.Weszłam do jego domu i na prawdę nikogo nie było.Muszę powiedziec,że jak na dom,mężczyzny i to w dodatku po imprezie to było tam czyściutko!
-Siadaj na kanapie.Pójdę po chusteczki i wodę i zaraz będę.
-Dobrze.-Usiadłam na białej i miękkiej kanapie Reusa.Blondyn jak obiecywał po chwili znalazł się obok mnie.
-Nie płacz już kochanie.Bo mi serce pęknie.
-Nie mogę...Jak on mógł?!
-Był pijany...To moja wina trochęniepotrzebnie zapraszałem dziewczyny...
-Co Ty gadasz?!To nie Twoja wina!On na każdej imprezie będzie mnie zdradzał?
-No w sumie...Nie płacz.-Wziął chusteczke,moją twarz w dłonie i otarł łzy.Wkrótce nasze twarze zblizyły się do siebie...Dzieliły nas milimetry.I stało sie.Pocałowaliśmy się,trwało tu dłuzej.Któreś z nas musiało się oderwac,bo doszłoby do czegoś miedzy nami.A ja chce żeby on był po prostu moim przyjacielem.Bez rzadnych zobowiązań.
-Przepraszam...
-Nie ma sprawy.Zapomnijmy o tym po prostu.
-To dooobrze.Chodź musisz coś zjeśc,zrobimy śniadanie.
========================================================================
Hej.Mam teraz chwilowo wene,ale zastanawiam się czy dalej pisac bo osoatnio mało osób czyta rozdziały,komentuje.Pozostawiam tę decyzje Wam.Jak mijają porzygotowania do świąt?Ja już teraz życzę Wam Radosnych świąt,bogatego mikołaja,kibicowania BVB i wygranych ich,aby spełniły się Wasze marznia i Szczęśliwego Nowego Roku,i aby ten rok był lepszy dla Was jak i dla BVB.Pozdrawiam gorąco i nowy rozdział powinien niedługo się pojawic.:)














sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 21

                                                             Rozdział 21
Weszliśmy na stadion po czym ja udalam się na trybuny a chłoapki do szatni.Siedziałam obok Ewy i Agaty,bo to z nimi najbradzij się dogadywałam.Przedemną siedziała jakaś napalona fanka Roberta.(Widzac to było po niej).Nie miałam nic przeciwko temu,trochę chciało mi się śmiac,ale powstrzymałam się.Zaczyna się.Chłopcy wychodzą z szatni i obok Lewego Krzyś.Przesłodko to wygląda.Zaczął się mecz.Jest dobrze.Lewy strzelił jedną bramkę pokonując przy tym swojego przyjaciela-Wojtka.Nestępnie Arsenal wyrównuje i taki wynik utrzymuje się do końca pierwszej połowy.Po przerwie chłopaki wchodzą ze "świeżą krwią".Są zdeterminowani co przekłada sie na boisku.Już w 53' Piszczek zalicza asystę,a strzela Sahin.Mecz kończy się tym właśnie wynikiem.2-1 dla Borussi.Wlaśnie zbierałyśmy się z dziewczynami w stronę szatni,do chłopaków,gdy odezwała się fanka Roberta.
-Wiem,ze jesteś z ni tylko dla forsy,ty pusta dziwko.
-Słucham?-Zapytałam z niedowierzaniem.Miny dziewczyn (tj.Agaty,Ewy czy tesz Mariny,bo inne nie znały polskiego)były równie zaskakujące jak moja.
-To co słyszałaś szmato!Wypierdalaj z tąd już!Nie masz prawa byc kurwa z Robertem.Nie masz!MArnuje się przy tobie!Spierdalaj kible myc.-Do oka napłynęła mi łza,która równie szybko poleciała po policzku.Dziewczyny coś jej powiedziały,a ja pobiegłam do sztatni.Przed nią stał zadowlony,szczęśliwy Robert.Rozmawiał z kolegami bo zdjęł bluzkę a oni nie chcieli mu dac czystej.Spojrzał w moją stronę i podbiegł do mnie.
-Jezu,kochanie!Co się stało?
-Prze-prze-przepraszam-powiedziałam zapłakana.
-Ale za co Ty mnie przepraszasz?Skarbie?-Z szatni wyszli chłopcy.Ja nie mogłam nic z siebie wydusic.Dziewczyny właśnie dotarly.Marina mnie pocieszała,coś mówiła,a dziewczyny wzięły Lewego na bok i opowiedziały wszystko.Krzyś na szczęście bawił się z Wojtkiem,który to ma u nas dziś nocowac razem z Mariną.Lewandowksi po tym spojrzał na mnie i pobiegł dac Szczęsnemu klucze.Marina poszła do Wojtka i pojechali do naszego domu.Natomiast Robert podszedł do mnie znowu,ale tym razem nic nie mówił tylko mnie przytulił.Czułam się tak bezpiecznie w jego umięśnicnych ramionach.
-Nie bój się.Przy mnie nic Ci nie grozi.-powiedział szeptem i zaczęł gładzis swoją dłonią moje puszyste włosy.
-Ale ja nie jestem taka,rozumiesz?Kocham Cię.
-Wiem.Nie przejmuj się tą laską.Ona jest jakaś chora.Chodź,pokaże Ci jedno miejsce.
-No dobrze.-Szlismy dośc długo,a na stadionie nie było już nikogo.Chłopcy się zebrali i razem ze swoimi kobietami poszli na impreze.Doszliśmy na...Na boisko.Ale byo tam inaczej niż zwykle.Było ciemno,i paliła się tylko jedna,mala lampa.
-Widzisz?Tutaj zawsze przychodziłem jak miałem jakiś problem.Biegałem,kopałem piłkę,albo po prostu siadałem z słuchawkami na uszach.Zdarzało się tak bardzo często.Ale odkąd jesteśmy razem,czyli 2 miesiące,nie byłem tu ani razu.Kocham Cię .
-Jezu.Robert,jeszcze nikt,nigdy nie powiedział mi czegoś takiego!Dziekuję.
-To co wracamy?Bo jest 23.
-Tak,chodźmy.-Wyszliśmy z pustego stadionu,trzymając się za ręcę.Na dworze było ciemno i zimno.Aż się trzęsłam.Moze trochę z nerw?Nie wiem.Robert dał mi swoją bluzę BVB i wsiedliśmy do auta.Akurat Lewy puścił jakieś wolne piosenki z tekstem o życiu.Jesteśmy w domu,tylko,że nie pali sie tam ani jedno światło.Wchodzimy i przeszliśmy cały dom a ich nie ma.Weszłąm jeszcze do sypialni i są...Spali tak słodko.Marina i Wojtek a między nimi mały,słodki chłopczyk-Krzyś.
-Robert...!-Zawołałam go najciszej jak umiałam.-Zobacz jak słodko.
-HAhahaha ale im pasuje!
-Dobra chodź.Może obejżymy jakiś film i zjemy kolacje co?
-Dobra.To idź sie odśwież,przebież,a ja zrobię kolację i poszukam filmu.
-Dziękuje.-Podeszłam do niego,stanęłam na palcach i delikatnie pocałowałam.Odwróciłam się i poszłam w stronę łazienki,on zamknął delikatnie drzwi naszej sypialni i poszedł na dół do kuchni.Wzięłam przysznic,i założyłam jakieś luźniejsze,domowe ciuchy.Zpiełam włosy w luźnego koka i zeszłam na dół.Robert zrobił jakąś sałatke,mieszankę sałat.Wiedział jak ja to lubię.Tak,ja,zapracowana Ewelina.Zaniedbałam treningi,dawniej rano i wieczrem przebierałam się w sportowy strój i cwiczyłam,biegałam.Cokolwiek byle by się ruszac.A teraz?Nie wiem co się stało,ale zaniedbałam to cholernie.Muszę wrócic do treningów.Zacznę jutro.
-Oooo jakie pyszności zrobił mój kochany Robercik...
-Już nie słodź,nie słodź.Co żes przeskrobała?
-A nic,chciałam tylko zapytac czy zechciałbyś towarzyszyc mi przy rannych i wieczornych treningach?Zaniedbałam sie,przytyłam ze 2-3 kg.Trzeba to zmienic,bo na stare lata w fotelu się nie zmieszczę.
-No co Ty!Jesteś chuda jak patyk!Na szczęście masz to co dobre...No masz je...Dobre!
-A idź Ty zboczeńcu!
-No dobra,no będę,będę.
-A i LEwy za tydzień mam rozpoczęcie.Pamiętasz,że będę studiowac?Na szczęscie grafik zajęc jest okej i nie ma dużo godzin.
-Pamietam.To dobrze.Nie zaniedbamy naszego związku.JA na mecze,Ty na zajęcia...Ale damy radę.
-Jemy?
-Tak,idź do salonu.Zaraz przyjdę.-Usiadłam na kanapę i zobaczyłam moje zdjęcie z Robertem.Nie wiem,ale coś mnie wzięło i przypomniała mi się ta dziewczyna.Jak ona mówiła mi to z nienawiścią.Pomyślałam,ze to nie ona jedyna tak mnie nienawidzi.Na świecie jest mnostwo takich jego fanek.Nie wiem sama czemu tak sie nią przejęłam?Przecież nie ona ostatnia mi to powiedziała...Ale ja mam taki charakter,zawsze sie takimi rzeczmi bardzo przejmuję.Zostało mi juz tak od podstawówki.Byłam nieśmiała,a kiedy miałam swoje orzyjaciółki to nie chciałam za wszelką cenę ich stracic.A teraz?Jestem nażeczoną wielkiego Lewandowskiego.JEszcze rok temu wzdychałam jak widziałam jakis artykuł z nim czy plakat.Kocham go i nie mogę uwierzyc jak ktoś mógł tam powiedziec do mnie?Samotna łza spłynęła mi po policzku,a za nią następne i następne.Wszedł gwiżdżac Robert,położył to na stole i szybko przyszedł do mnie.
-Ewcia,nie płacz przez tą zdzirę!?Nie wolno Ci,kotek!
-Ale nie nie mogeee...Jak ona mogła tak pomyślec?!Wszyscy tak myślą,rozumiesz?Wszyscy!
-W dupie ich mam!-wziął moją twarz w dłonie i wytarł moje słone łzy.Pocałował mnie delikatnie,a ja mu się poddałam i po chwili wylondowalismy nadzy w pokoju gościnnym.Wiedziałam,że na niego mogę zawsze loczyc.Kocham go i nie ma dla mnie znaczenia ta durna idiotka.Po upojnej nocy zasnęłam na nagim i umięśnionym torsie mojego mężczyzny.
******
Następnego dnia: 
Wstałam pierwsza,tzn tak mi się wydawało.Wstałam i udałam się do szafy po jakieś ubrania,bo miałysmy dzisiaj z Mariną udac się do galerii na zakupy.Chłopaki koniecznie chcieli iśc z małym pogras na Idnue.Wieczorem "naszego" młodego zaprosili Sahinowie do Omera.I zostaje na noc.Stwierdziliśmy,że nie ma w tym nic złego,że dzieci chą się pobawic,wiec idziemy wieczorem na impreze.Właśnie dlatego idziemy kupic jakieś ładne ciuchy.Stoję przed tą szafą i stoje...I nie mam pojęcia w co sie unrac.Na dworze 17 stopni.Ani gorąco,ani zimno.W końcu wybrałam to (bez czapki).Mój Lewusek nie spał i cały czas patrzył się na mnie...z tyłu.
-Ojoj juz się ubierasz?
-To,a co myślałeś?Idziemy z Mariną na zakupy cieniasie...
-Jaki cieniasie...Ej czekaj,czekaj...Czy Ty własnie ubierasz się w moro spodnie?
-....No.A co?
-Nic,podobno w nich nogi kobiet są jeszcze bardziej seksowne.
-Weź pieprz się!
-Ale tylko z Tobą!
-Zbereźnik!
-Idę zrobic śniadanie,lepiej?
-Oooo od razu.-Wyszlismy s pokoju razem.Okazało sie,ze Marina,Wojtek i młody są juz na dole i robią śniadanie.Ja poszłam do łazienki się ubrac i zrobic jakis makijaż.Robert także sie ubrał w to i już gotowi zeszliśmy na dół.
-Cześc wszystkim.-Powiedział uradowany widokiem Wojtka karmiącego Krzysia.Mały był już ubrany.To pewnie sprawka Mariny.Chyba nie mogę sie juz doczekac swoich dzieci.
-No witam zakochanych.My tu od rana pracujemy ciężko,a w nocy było głośno.
-Zamknij się debilu!-Powiedział Lewy
-Ej,ej nie przy dziecku!-Udałam zdenerwowaną.
-Ewka idziemy?
-Pewnie,wezmę tylko klucze do auta.
-A Wy zajmijcie sie małym.-Powiedziała do chłopaków Marina.
-No a jak?!Idziemy zaraz na SIP.
-Dobra chodźmy.Pa kochani.-Wzięłam klucze i wyszłyśmy do garażu.Wsiadłyśmy do jedne z trzech aut stojących w garażu u udałysmy się do centrum Dortmundu.Był duzy korek,z tego względu na miejsce dostałyśmy sie dopiero po godzinie.Wysiadłysmy z auta i szybkim krokiem "uciekłyśmy" przed paparazzi do centrum handlowego.Tam weszłyśmy do naszego ulubionego sklepu.Bardzo długo szukałyśmy czegoś odpowiedniego.Marina nie znalazła,ja tak.Wybrałam ten zestaw.Weszłyśmy do nastepnego sklepu i po godzinie chodzenia Marina kupiła strój na impreze,i jeszcze kilka innych ubrań.Poszłysmy następnie na jakiś obiad i kawę bo była już 16.O 17 poszłyśmy do kosmetyczki.Moje paznokcie wyglądają teraz tak,a Mariny tak.Zaszalałysmy i poszłyśmy jeszcze do fryzjera.Ja mam teraz taką fryzurę,a Mari taką.Była godzina 19.Wsiadłysmy szybko w samochód i udałyśmy się do domu.Dojechałysmy po 30 minutach.Wbiegłyśmy do domu.Chłopaki właśnie mieli się ubierac.
-Witam piękna,śliczne wlody-powiedział do mnie Robert.-Odwieźlismy Krzysia do Sahina.
-Ooo super.Dobra lecę się przebrac i Tobie też radzę.
-No idę,idę.Pokaż co kupiłaś.
-Nieee,zaraz się dowiesz.-my tak gadamy a oni juz się poszli ubrac.No nic.Nie tracę czasu i poleciałam na górę z moimi torbami.Zrobiłam makijaż i włozyłam moje ubrania.Z tego co widziałam Robert ubiera to.Wyszłam z łazienki i od razu zastałam Roberta.
-Jezu...Ale...Ty wyglądasz...zajebiście!Muwiłaś,ze nie lubisz takich miniówek.!
-No,ale...Ty lubisz.
-Nie?!Załozyłaś ją dla mnie?
-No dla Ciebie,dla Ciebie.
-Jesteś najwspanialszą kobietą jaką w życiu poznałem.A teraz wyglądasz tak seksownie,ze nie wiem ile wytrzymam patrząc sie tylko na Ciebie-No tak.Założyc dla faceta sukienkę zakrywającą tylko tyłek i już jest mój.
-Hahaha będziesz musiał wytrzymac.Chodźmy juz bo jest taksówka.-Złapaliśmy się na ręcę i niemal zbiegliśmy po schodach.Przy drzwiach stali,znaczy całowali się ojtek i Marina.Gdy nas zobaczyli udali się w strone drzwi,my zrobiliśmy to samo.Zamknęłam drzwi i wsiadłam do taksówki.Jechaliśmy w ciszy.Tylko ja trzymałam w ręku ciągle mojego iPhone'a i pisałam z Kają.Gdy dojechalismy wrzuciłam telefon do torby i weszłam z wszystkimi do lokalu.Paparazzi juz byli.Ale na szczęście porobili kilka zdjęc i wyszli.Może zrozumieli,że potrzenujemy trochę prywatności,bo Wojtek z Mariną jutro w nocy wylatują do Londynu.Chłopaki od razu udali się do baru.My także tam poszłyśmy i zamówiłyśmy po drinku.Po wypiciu procentowego napoju postanowiliśmy iśc na parkiet.Robert świetnie tańczy.Nie wytrzymam z tym debilem,złapał mnie za tyłek.Jak jakis zboczony.Chyba mówił prawdę,ze nie wytrzyma.Chyba nie będę się już tak dla niego ubierac,bo ludzie pomślą,że jest walnięty.I tak spędziliśmy resztę wieczoru.Tańczyliśmy,trochę piliśmy.Ale nie aż tak,ze byliśmy bardzo upici.Jak normalni ludzie.Wrócilismy do domu około 1.Poslzismy do swojej sypialni,Wojtek i Marina do gościnnego,nie wiem co robili,bo od razu zasnęłam w umięśnionych ramionach mojego faceta.
*****
Następnego dnia:
Obudziłam się zapewne pierwsza.Nigdy nie spałam długo.Odliczam juz dni do rocpoczęcia moich drugich studiów.Zostały 4 dni.Poszłam do łazienki wziąśc przysznic.Ubrałam to.Zeszłam na dół robic śniadanie.Przestraszyłam sie bo w salonie siedział....
========================================================================
Hej,hej Borussen.Przepraszam,że dopiero teraz dodaje rozdział,ale miałam cały tydzień zajęty.Mega sie cieszę z zwyciestwa z Marsylią dzisiaj trochę gorzej,ale Piszczek strzelił z czego bardzo,bardzo się cieszę.W czwartek byłam na wycieczce w Warszawie i znowu (albo dopiero XD) widziałam nasz narodowy.Mega wrażenia,zdjecia są.Świetny był ten tydzień.A właśnie!Wiecie kto dziś obchodzi swoje urodziny?^^ Pewnie wiecie xD Kuba Błaszczykowki <3 Więc Kuba,wszystkiego najlepszego,zdrowia,szczęścia.Mało kntuzji kochany.Duzo goli.Żebyś miał duzo radości z córki,żony i Borussi.Oczywiście zwycięstw w Kadrze,Euro 2016 i wszyskiego czego sobie zapragniesz.Pamietaj,że Twoi fani są zawsze przy tobie,na dobre i na złe.Prawda Borussen?Moim ulubionym piłkarzem jest właśnie Kuba,nie tylko ze względu na piłkarza.Szanuję go i cenię za to co przeżył.JEst teraz gwiazdą futbolu.JEst dla mnie autorytetem.A Waszym ulubionym piłkarzem jest...?Pochwalcie sie w komentarzach.Aaa i jak podoba się Wam trochę nowy wygląd bloga?Trzymjacie sie kochane.Paaa,pozdrawiam,buziaki <3 ;*